Recenzja filmu

Fuks 2 (2024)
Maciej Dutkiewicz
Maciej Musiał
Paulina Gałązka

Ale to ty dzwonisz

"Fuks 2" bardzo zabiega o naszą uwagę, nie mając przy tym niczego ciekawego do zaoferowania, a podobieństwo do dzieła sprzed lat traktuje jedynie pretekstowo.
Ale to ty dzwonisz
Maciej Dutkiewicz wrócił po dwudziestu pięciu latach do bohaterów drugiego w swojej karierze (i do tej pory ostatniego) filmu – "Fuks". Już sam ten fakt może dziwić. Film z 1999 roku ani nie był jakimś szczególnie wielkim frekwencyjnym przebojem, ani nie udało mu się uzyskać statusu kultowego. Na tym polu prześcignęły go inne komedie gangsterskie tamtego czasu – jak "Kiler" czy "Chłopaki nie płaczą". Nikt za tym tytułem nie tęsknił, nikt na tych bohaterów nie czekał. Może zatem powodów wyboru należy szukać w jakimś niezwykłym pomyśle reżysera na ożywienie postaci sprzed lat? A może Dutkiewicz uznał, że będą oni wybornym wehikułem, by opowiedzieć o tym, co wydarzyło się przez to ćwierćwiecze w kraju? Niestety, nic z tych rzeczy. 


Trudno nie odnieść wrażenia, że podczepienie się pod tytuł sprzed lat było zagrywką czysto marketingową. Łatwiej bowiem sprzedać produkt względnie znany i wcześniej już na rynku funkcjonujący, niż wypromować coś nowego. Łatwiej także opierać się na istniejących już bohaterach i fabularnych schematach. I tokiem takiego rozumowania najpewniej podążyli twórcy "Fuksa 2", czyli po linii najmniejszego oporu. To kreatywne lenistwo, ten autorski koniunkturalizm widać, niestety, na każdym kroku. Z tego właśnie powodu podczas seansu zwyczajnie wieje nudą, bo dzieło, w które nikt nie potrafi zainwestować choćby krzty zaangażowania, nie może wywołać jakichkolwiek emocji. 

Twórcy nie zadbali nawet o to, by poczynić ciekawe nawiązania do fabuły pierwszej części. Za łącznik muszą wystarczyć postacie Aleksa – w tej roli Maciej Stuhr – i śledczego Mazura (Janusz Gajos). Reszta to zupełnie nowe postacie, a opowiadana historia nie ma nic wspólnego z tym, co oglądaliśmy w "jedynce". Na dobrą więc sprawę z powodzeniem "Fuks 2" mógłby funkcjonować pod zmienionym tytułem jako zupełnie niezależna produkcja. I tak dla wszystkich, a najbardziej dla dobrego imienia całkiem sympatycznego oryginalnego "Fuksa", byłoby najlepiej. Film sprzed lat miał w sobie sporo czaru i ciekawie komentował ówczesną rzeczywistość, uwikłaną z jednej strony w postkomunistyczne działania mafijne, a z drugiej – coraz agresywniejszy globalny kapitalizm. W "dwójce" nie ma natomiast żadnej obserwacji na temat współczesności – chyba że za taką uznać, iż wciąż nie uporaliśmy się z gangsterką, a rzeczywistość społeczna ufundowana jest na niesprawiedliwości. Ani to oryginalne, ani przenikliwe. 



Fabularnie również nic nowego pod słońcem. Choć pierwszy zwrot akcji dawał nadzieję, że przynajmniej uda się scenarzystom skutecznie wodzić widzów za nos. Rzecz jest bowiem o synu Aleksa – Maćku, który, podobnie jak przed laty jego tata, lubi szybkie samochody i piękne kobiety. Przez jedną z nich – Annę – wpada jednak w niemałe tarapaty. Internetowy romans kończy się oskarżeniem o porwanie żony groźnego gangstera. I w tym momencie z komedii romantycznej film zamienia się w komedię gangsterską z elementami heist movie

Piszę "z elementami", bo choć fabuła toczy się wokół próby ukradzenia większej sumy pieniędzy, to nie znajdziemy w filmie wielu składowych tego gatunku. Realizujące tę konwencję dzieła koncentrują się zazwyczaj na planowaniu, przezwyciężaniu trudności, uchylaniu przed zagrożeniami i finalnie na przeprowadzeniu napadu. Tymczasem w "Fuksie 2" wszystko jest jakby gotowe, wszystko jakby umówione, wszystko jakby już się dzieje. Tylko widzowie o tym nie wiedzą, bo wszystko ma miejsce "jakby", poza kadrem, gdzieś za plecami bohaterów. Zamiast śledzić, w jaki sposób główni bohaterowie próbują wykiwać antagonistę – gangstera Bychawskiego – widzimy, jak daje się on nabrać na ich grubymi nićmi szytą intrygę. Zamiast rozgryzać zawiłości planu i żmudny proces jego realizacji, oglądamy, jak Aleks wpada po uszy w lipny romans. Twórcom zdawało się najprawdopodobniej, że w ten sposób zafundują widowni kilka "nieprzewidywalnych" zwrotów akcji. W zamian zaserwowali jednak grubo ciosane intrygi, które da się prześwietlić w oka mgnieniu.  


To sprawia, że film zwyczajnie nudzi, niczym bowiem nie zaskakuje. A jeśli już to raczej brakiem wewnętrznej logiki postępowania bohaterów (Maciek niby chce wykiwać Bychawskiego, ale trochę nie chce, potem się godzi na akcję, ale tylko po to, by wciąż mieć wątpliwości), całkowicie pozbawione realizmu dialogi i kompletnie niepotrzebne sceny, które nic nie wnoszą poza wątpliwą rozrywkę – jak ta, w której bohaterowie zażywają grzybki. A do tego cała fabuła utkana jest z doskonale znanych klisz, które w nosie mają jakiekolwiek prawdopodobieństwo czy psychologiczną wiarygodność. W kluczowym momencie bohaterowi musi pomóc bezdomny, który – rzecz jasna – ma ksywę "Profesor", a w przerwach od wożenia złomu zakłada smoking i idzie grać w pokera. Jedna z kobiecych bohaterek – Julka – ekologiczna aktywistka, jeździ "ogórkiem" wymalowanym w kolorowe pacyfki o rejestracji "Hipis". Natomiast pomagający zgrai młodych bohaterów emerytowany policjant dołącza do akcji, bo nagle przypomina sobie, że to właśnie przez tego brzydkiego bandziora niegdyś wyrzucono go z "firmy". Jakiż zbieg okoliczności! Najwidoczniej w Polsce jest tylko jeden gangster, który wszystkim psuje krew. I żadna policja do tej pory nie była w stanie go przyskrzynić. Za to bez problemu kręci z nim jego młoda żona. 

Fabuła więc nie jest ani odkrywcza, ani wciągająca, ale – trzeba przyznać – przepływa przez ekran dość bezboleśnie. Odrobiny lekkości nadaje jej Stuhr, który jako jedyny dostał do zagrania jakąś nieco bardziej zniuansowaną rolę. Potrafi przykuć uwagę może dlatego, że znamy go z pierwszej części i jesteśmy w stanie związać się z nim emocjonalnie, spoglądając na jego tu i teraz z perspektywy minionych dwudziestu pięciu lat. Jego postać potrafi rozśmieszyć, mimo że nie napisano jej zabawnych żartów. Potrafi nawet wzbudzić w nas współczucie – i chyba właśnie ten cichy tragizm Aleksa, który pod koniec lat 90. mógł wszystko i jechał wymarzoną furą na podbój świata, a dziś nie jest w stanie związać końca z końcem, jest jedynym wymiarem tego filmu, który daje mu jakąś emocję. Trudno ją bowiem dostrzec w groteskowym, prześmiewczym wątku ekologicznym, gdzie obrońców przyrody wprost nazywa się "ekoświrami". Ani tym bardziej nie ma jej w postaci nieszczęśliwej żony gangstera, która zamiast wzbudzać odrobinę choćby współczucia, działa na nerwy bardziej niż sam mafioso. 


"Fuks 2" jest przykładem kina, które na siłę szuka atencji, głośno się promuje, sięga po popularny przed laty tytuł, stylizuje na pożywkę dla nostalgików, symulując powrót do "starych dobrych czasów". Bardzo zabiega o naszą uwagę, nie mając przy tym niczego ciekawego do zaoferowania, a podobieństwo do dzieła sprzed lat traktuje jedynie pretekstowo. Twórcy zachowują się ktoś, kto wykręca do nas numer tylko po to, by powiedzieć, że nie może teraz rozmawiać. 
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones